Amen.
Severus zamrugał
kilkakrotnie, zapominając, jak się oddycha.
- Panie? - zwrócił się
ponownie do Czarnego Pana, szczerze nie mając pojęcia, co takiego
ma zrobić. Grymas wykrzywił wężową twarz i Voldemort zmusił
ruchem różdżki profesora Eliksirów do chwycenia dłoni swojej
uczennicy. Hermiona dostrzegła zaskoczenie profesora, ale posłusznie
trzymała jego chłodne palce. Palce, które każdego dnia krzywdziły
ją i przynosiły ukojenie.
- Szlamo! - odezwał się
Ten, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać. Hermiona nawet nie
drgnęła, tylko nabrała powietrza w płuca, oczekując. -
Severusie... - zwrócił się do swojego sługi. Jego mina była
przebiegła, wyglądał jak małe dziecko, które wymyśliło
świetnego psikusa. - Dzięki mocy, którą posiadam, udało mi się
stworzyć doskonałe zaklęcie. Jest absolutnie wspaniałe, chcę wam
pokazać jego działanie.
Czerwone oczy błyszczały z
podniecenia, Voldemort przechadzał się wokół trzymających się
za dłonie ludzi. Był coraz bardziej przerażający. W sali panowała
cisza, nikt nawet nie odważył się głośniej odetchnąć, zastygli
w oczekiwaniu. Jakie okropieństwa tym razem wymyślił Czarny Pan?
- Animus. - wymamrotał
Voldemort, kierując różdżkę na splecione palce pary. Wówczas
stało się coś dziwnego; od stojącej na stole dwójki wytworzyło
się pole siłowe, które odrzuciło całą resztę, łącznie z
Voldemortem, pod ściany. Rozbłysło oślepiające światło, można
było słyszeć trzask, pisk, krzyk... a później tępą, wibrującą
ciszę i czas zaczął jakby z powrotem płynąć. Wszyscy zaczęli
podnosić się z podłogi, otrzepywać z piasku, a wokół pary
widniały kłęby kurzu. Gdy opadły, Voldemort podszedł bliżej i
klasnął w dłonie. Wyglądał naprawdę groteskowo.
- Rozejść się! -
zarządził i wszyscy w popłochu udali się do swoich komnat. Nawet
nie zdążyli zauważyć, że Severus i Hermiona podczas wybuchu
zamienili się miejscami. Siedzieli teraz naprzeciwko siebie, ich
dłonie nadal były splecione, choć nie trzymała ich już żadna
siła. Ani profesor, ani dziewczyna nie odezwali się. Ona pierwsza
puściła dłoń profesora i zwróciła się hardo w stronę Czarnego
Pana. Nie mogła jednak nic powiedzieć, gdyż ten odezwał się
pierwszy.
W sali było pusto, gdy
echem od ścian odbił się głos Voldemorta.
- Znakomicie, znakomicie! -
mówił z zapałem, idąc w ich stronę. Był zachwycony sobą i ich
zakłopotaniem. Śpieszył, rzecz jasna, z wyjaśnieniami, nie
wiedząc, że Severus doskonale zrozumiał, co się stało. Hermiona
zaś czuła rosnące zażenowanie, gdyż postrach całego świata
zachowywał się jak dureń.
- Szlamo, przez tyle
miesięcy udowodniłaś, jak plugawym stworzeniem jesteś. Odkryłem
także, że będziesz idealnym narzędziem do moich eksperymentów.
Od dziś ty i mój oddany sługa, Severus – tu zwrócił głowę w
stronę mężczyzny, który całą swoją siłą powstrzymywał się
przed przeklęciem. Utrzymywał twarz obojętną, lecz jego
spojrzenie było pełne szacunku i uznania. - będziecie
nierozłączni!
Opętany śmiech tej nocy
nie opuszczał głowy dziewczyny. Oszołomiona, zdezorientowana, nie
wiedziała nawet, kiedy trafiła do swojej komnaty. Ocknęła się,
kiedy dostała do ręki szklankę z ciemnozłotym płynem. Eliksir?
- Wypij. - usłyszała suche
polecenie i automatycznie uniosła szklankę do ust. Skrzywiła się,
lecz posłusznie połknęła 80 mililitrów płynu. Paliło w gardło.
Oczekiwała okropieństw, wciąż nieco zamglona. Poczuła tylko
przyjemne ciepło w żołądku. Odważyła się spojrzeć pytająco
na profesora. Ten siedział w fotelu naprzeciwko niej z lekko
rozchylonymi ustami. Właśnie był świadkiem jak jego uczennica
wychyliła szklankę Ognistej na dwa łyki.
- Otrząśnij się, Granger!
- klasnął jej przed twarzą. Ta wówczas rzeczywiście potrząsnęła
głową i zorientowała się, że to nie był żaden okropny eliksir.
Po chwili profesor napełnił ponownie jej szklankę oraz swoją. Nie
czekając na zachętę, uniosła szkło do ust, tym razem pijąc już
mniej łapczywie. Siedziała w oczekiwaniu, widząc, że Snape ma jej
coś do powiedzenia. Czuła się dziwnie, bolała ją głowa i piekły
dłonie, ale alkohol przyjemnie tłumił myślenie. Miała słabą
głowę.
- Posłuchaj mnie bardzo
uważnie. Czarny Pan doskonale wie, że chciałaś złamać
Przysięgę. Nie jest głupi. - tu Hermiona prychnęła, pociągając
kolejny łyk. Severus to zignorował, marszcząc jedynie brwi. -
Zaklęcie Animus to bardzo stara formuła, nie używa się jej, bo
zwykle nie działa. Tutaj jednak... nie wiem, co jest z tym nie tak.
Ciężko mi to wytłumaczyć.
Widać było, że profesor
sam nie do końca rozumie mechanizm tej... klątwy? A właściwie nie
miał pojęcia, jak Voldemortowi udało się ją znaleźć i
wykorzystać. Z powodzeniem.
Hermiona spoglądała na
Mistrza Eliksirów zamglonym spojrzeniem. Mężczyzna nawet nie
zauważył, kiedy Gryfonka zamieniła szklankę na butelkę i,
rozsiadwszy się wygodnie na fotelu, sączyła alkohol wprost z
gwinta. Wciąż jednak próbowała skupić spojrzenie na ustach, z
których wydobywały się te mądre słowa.
- Granger, do cholery, to
ważne! - warknął i machnął różdżką, wytrącając butelkę z
dłoni dziewczyny. Ta natychmiast otrzeźwiała i usiadła prosto w
fotelu. Czknęła tylko i zamrugała prędko, próbując się
maksymalnie skupić. Na razie nic nie rozumiała ze słów człowieka,
którego szczerze nienawidziła. I którego tak szanowała.
- Powiem to tylko raz, jak
nie zrozumiesz, to twój problem. Zaklęcie Animus łączy dwie
przeciwne dusze. Im bardziej skomplikowane postacie, tym większa
szansa powodzenia. Musi nas bardzo wiele różnić. Trudno mi
wytłumaczyć działanie tego uroku, w każdym razie, sedno tej
sytuacji jest takie, że jeżeli ty umrzesz, ja także i jeżeli ja
zginę, to ty też. Czarny Pan z jakiegoś powodu uznał, że nie
zerwiesz dlatego Wieczystej Przysięgi, bo to oznaczałoby śmierć
nas obojga. To prawda, że uznaje się Gryfonów za walecznych i
zdolnych do poświęceń, ale nie wymagałbym tego od ciebie. I nie
myśl sobie, że będę cię błagał o życie, bo nie taka moja
rola, tylko powinnaś wiedzieć, że ta decyzja może mieć wpływ na
przebieg wojny. - Spoglądał jej w oczy. Widać było, że sam
chętnie by zakończył swój żywot. Że sam z chęcią uciekłby od
zgiełku rzucanych zaklęć. Że sam wolałby opróżnić zawartość
butelki jednej i kolejnej, i kolejnej, a teraz jeszcze ma na głowie
życie cholernej Gryfonki, która nie miała pojęcia, co to zaklęcie
z nimi zrobi. On wiedział, niestety. I okropnie mu to nie pasowało.
Klątwa miała mnóstwo skutków ubocznych, była uzależniona od
indywidualnych cech, skupiała się na różnicach i
przeciwieństwach, jej działanie byłoby najsilniejsze na osobach
kochających siebie nad życie, biegnących do siebie po rozżarzonych
włóczniach. Mimo że między nimi nie było miłości, była silna
niechęć i uznanie, był Gryffindor i Slytherin, był ból i
ukojenie, potworne zmęczenie i motywacja, był człowiek
splugawiony, rozdarty, przygnębiony i ona, czysta, skupiona na
jednym celu, znów pełna nadziei. Zaklęcie z pozoru było niegroźne
– ot, po prostu nie mogą żyć bez siebie. Ale... no właśnie.
Oznaczało to także brak długich rozłąk, gdyż to skutkowało
śmiercią w torturach, musieli dbać o swoje potrzeby fizjologiczne,
komfort psychiczny, wygodę. A także nie mogli nawiązać związku z
nikim innym. O ile dla Severusa nie było to żadnym problemem, gdyż
w jego życiu nie było miejsca na miłość, tak dla Hermiony
oznaczało to dożywotnie przekleństwo. Choć... kto wie, czy
przeżyje tę wojnę. Szanse są nikłe.
Gryfonka westchnęła.
Alkohol, wtłoczony do jej organizmu w krótkim czasie i dużej
dawce, zamroczył jej umysł, lecz otrzymana informacja uparcie
stukała w jej umysł. W końcu dopuściła ją do myśli i po
przeanalizowaniu, dziewczynie zrobiło się dziwnie. Zmarszczyła
czoło i spojrzała na profesora, odzyskując powoli władzę nad
swoją głową.
- Ale – zaczęła,
starając ułożyć się jakąś sensowną wypowiedź. - po co? Po co
w ogóle... no.
Hermiona machnęła ręką,
a przy okazji tego ruchu chwyciła butelkę i nieśmiało upiła łyk.
Nauczyciel nie powstrzymał jej, a jedynie przywołał drugą butelkę
i kulturalnie napełnił szklankę, a chwilę później żołądek.
- Rozważam bardzo poważnie
jedną opcję. Czarny Pan się nudzi, a dopóki nie złapie Pottera,
to właściwie będzie zajmował się torturowaniem losowych osób. O
ile – zawahał się. - torturowanie ciebie sprawia mu w jakiś
sposób przyjemność, to jednocześnie nie chce dopuścić do tego,
by jego wiernemu szpiegowi coś się stało. - Miał na myśli
siebie. Było to totalnie paradoksalne. Przecież jeśli Hermiona
zdecyduje się popełnić samobójstwo lub złamać Przysięgę,
Severus automatycznie zginie. Skąd pewność w Czarnym Panu, że
tego nie zrobi? W dodatku Voldemort uznał to za zabawne, że Snape
tyle czasu opiekował się Granger. Miał to robić dalej, tym razem
dla własnego interesu, żeby samemu nie odczuwać dyskomfortu.
Obawiał się tylko, że Granger było wszystko jedno i nie będzie
dbała o to, żeby znienawidzony przez nią profesor nie czuł się
źle. Dlatego słowa, które wypowiedziała Hermiona, były dla niego
totalnym zaskoczeniem:
- Nie zrobię ci krzywdy,
Snape.
Gdy tylko to wymamrotała,
zamrugała kilkakrotnie, po chwili rozumiejąc, co właśnie
powiedziała. Alkohol jej wyraźnie nie służył, za to Severusowi
pozwolił na powstrzymanie się od groźnej reprymendy. Nie miał
zupełnie siły na kłótnie czy krzyki, dzisiejszy dzień oficjalnie
został umieszczony na liście jednych z najdziwniejszych w jego
życiu.
- Język, Granger. - burknął
tylko. Mógłby przysiąc, że na ustach dziewczyny zamajaczył
delikatny uśmiech.
Siedzieli chwilę w ciszy,
przerywanej tylko dźwiękiem przełykania Ognistej Whisky. Po jakimś
czasie Severus wstał i zniknął w swoich komnatach. Gryfonka już
myślała, że mężczyzna poszedł bez słowa spać, lecz w tym
momencie wrócił, niosąc coś w ramionach. Pomieszczenie było
oświetlone wyłącznie przez świece, dlatego dziewczyna zauważyła,
co to jest, dopiero gdy profesor położył jej to na kolanach. Serce
jej zadygotało, gdy zorientowała się, że jest to puchaty, biały
kotek. Uniosła pytające spojrzenie na Severusa, mimowolnie muskając
mrucząca kulkę palcem.
- To Amnezis – odezwał
się Ślizgon, siadając na powrót w fotelu i ponownie ujmując w
smukłe palce szkło z alkoholem. - Zamykałem ją, gdy wchodziłaś
do moich komnat, ale chyba nie jesteś szkodliwa.
Dziewczyna miała pustkę w
głowie. Kotka była już dorosła, była przyjemnie ciężka,
cieplutka i mięciutka, w dodatku wyraźnie wykazywała
zainteresowanie dłonią Gryfonki. Trudno było jej powiązać
słodkiego kociaka z postrachem szkoły, ale była aktualnie w takim
momencie życia, że mało co ją szokowało. Gdy kocica zeskoczyła
z gracją z jej kolan i podreptała w swoją stronę, Hermiona
dopiero wtedy się odezwała. Jej głos był słaby jak zawsze, ale
można było wyczuć w nim nutkę rozczulenia.
- Jest... urocza.
- Nie rozpieszczaj jej tylko
za bardzo i nie obłapiaj przesadnie, nie przepada za tym. -
powiedział tylko, ignorując komplement.
Atmosfera była dziwna,
znowu zapadła cisza, obydwoje wodzili wzrokiem za kotem i nie mieli
pojęcia, co mogą jeszcze powiedzieć. Jedno było pewne –
potrzebowali snu i choć chwili wytchnienia, by móc oswoić się z
nową sytuacją. Pójście do łóżka zarządził oczywiście
mężczyzna, na co dziewczyna zareagowała niemal od razu, czując,
że naprawdę tego potrzebuje. Gdy już wgramoliła się pod kołdrę,
Snape pogasił świece, zostawiając tylko jedną przy jej łóżku.
Kiedy zamykał przejście do swoich komnat, dobiegło go tylko ciche:
"Wesołych świąt, profesorze", co było jedną z milszych
rzeczy, jakie ostatnio usłyszał.
Tej nocy Amnezis zasnęła
przy Hermionie, mrucząc jej do ucha kocią kołysankę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz