HGxSS

A więc stało się.
Snape jest słodkim, ślizgońskim bogiem seksu, a Hermiona wyuzdaną Gryfonką, zaliczającą każdego nauczyciela po kolei. (Nie.)
Miłego czytania!

wtorek, 5 lutego 2019

Rozdział 6

Amen.


Severus zamrugał kilkakrotnie, zapominając, jak się oddycha.
- Panie? - zwrócił się ponownie do Czarnego Pana, szczerze nie mając pojęcia, co takiego ma zrobić. Grymas wykrzywił wężową twarz i Voldemort zmusił ruchem różdżki profesora Eliksirów do chwycenia dłoni swojej uczennicy. Hermiona dostrzegła zaskoczenie profesora, ale posłusznie trzymała jego chłodne palce. Palce, które każdego dnia krzywdziły ją i przynosiły ukojenie.
- Szlamo! - odezwał się Ten, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać. Hermiona nawet nie drgnęła, tylko nabrała powietrza w płuca, oczekując. - Severusie... - zwrócił się do swojego sługi. Jego mina była przebiegła, wyglądał jak małe dziecko, które wymyśliło świetnego psikusa. - Dzięki mocy, którą posiadam, udało mi się stworzyć doskonałe zaklęcie. Jest absolutnie wspaniałe, chcę wam pokazać jego działanie.
Czerwone oczy błyszczały z podniecenia, Voldemort przechadzał się wokół trzymających się za dłonie ludzi. Był coraz bardziej przerażający. W sali panowała cisza, nikt nawet nie odważył się głośniej odetchnąć, zastygli w oczekiwaniu. Jakie okropieństwa tym razem wymyślił Czarny Pan?
- Animus. - wymamrotał Voldemort, kierując różdżkę na splecione palce pary. Wówczas stało się coś dziwnego; od stojącej na stole dwójki wytworzyło się pole siłowe, które odrzuciło całą resztę, łącznie z Voldemortem, pod ściany. Rozbłysło oślepiające światło, można było słyszeć trzask, pisk, krzyk... a później tępą, wibrującą ciszę i czas zaczął jakby z powrotem płynąć. Wszyscy zaczęli podnosić się z podłogi, otrzepywać z piasku, a wokół pary widniały kłęby kurzu. Gdy opadły, Voldemort podszedł bliżej i klasnął w dłonie. Wyglądał naprawdę groteskowo.
- Rozejść się! - zarządził i wszyscy w popłochu udali się do swoich komnat. Nawet nie zdążyli zauważyć, że Severus i Hermiona podczas wybuchu zamienili się miejscami. Siedzieli teraz naprzeciwko siebie, ich dłonie nadal były splecione, choć nie trzymała ich już żadna siła. Ani profesor, ani dziewczyna nie odezwali się. Ona pierwsza puściła dłoń profesora i zwróciła się hardo w stronę Czarnego Pana. Nie mogła jednak nic powiedzieć, gdyż ten odezwał się pierwszy.
W sali było pusto, gdy echem od ścian odbił się głos Voldemorta.
- Znakomicie, znakomicie! - mówił z zapałem, idąc w ich stronę. Był zachwycony sobą i ich zakłopotaniem. Śpieszył, rzecz jasna, z wyjaśnieniami, nie wiedząc, że Severus doskonale zrozumiał, co się stało. Hermiona zaś czuła rosnące zażenowanie, gdyż postrach całego świata zachowywał się jak dureń.
- Szlamo, przez tyle miesięcy udowodniłaś, jak plugawym stworzeniem jesteś. Odkryłem także, że będziesz idealnym narzędziem do moich eksperymentów. Od dziś ty i mój oddany sługa, Severus – tu zwrócił głowę w stronę mężczyzny, który całą swoją siłą powstrzymywał się przed przeklęciem. Utrzymywał twarz obojętną, lecz jego spojrzenie było pełne szacunku i uznania. - będziecie nierozłączni!
Opętany śmiech tej nocy nie opuszczał głowy dziewczyny. Oszołomiona, zdezorientowana, nie wiedziała nawet, kiedy trafiła do swojej komnaty. Ocknęła się, kiedy dostała do ręki szklankę z ciemnozłotym płynem. Eliksir?
- Wypij. - usłyszała suche polecenie i automatycznie uniosła szklankę do ust. Skrzywiła się, lecz posłusznie połknęła 80 mililitrów płynu. Paliło w gardło. Oczekiwała okropieństw, wciąż nieco zamglona. Poczuła tylko przyjemne ciepło w żołądku. Odważyła się spojrzeć pytająco na profesora. Ten siedział w fotelu naprzeciwko niej z lekko rozchylonymi ustami. Właśnie był świadkiem jak jego uczennica wychyliła szklankę Ognistej na dwa łyki.
- Otrząśnij się, Granger! - klasnął jej przed twarzą. Ta wówczas rzeczywiście potrząsnęła głową i zorientowała się, że to nie był żaden okropny eliksir. Po chwili profesor napełnił ponownie jej szklankę oraz swoją. Nie czekając na zachętę, uniosła szkło do ust, tym razem pijąc już mniej łapczywie. Siedziała w oczekiwaniu, widząc, że Snape ma jej coś do powiedzenia. Czuła się dziwnie, bolała ją głowa i piekły dłonie, ale alkohol przyjemnie tłumił myślenie. Miała słabą głowę.
- Posłuchaj mnie bardzo uważnie. Czarny Pan doskonale wie, że chciałaś złamać Przysięgę. Nie jest głupi. - tu Hermiona prychnęła, pociągając kolejny łyk. Severus to zignorował, marszcząc jedynie brwi. - Zaklęcie Animus to bardzo stara formuła, nie używa się jej, bo zwykle nie działa. Tutaj jednak... nie wiem, co jest z tym nie tak. Ciężko mi to wytłumaczyć.
Widać było, że profesor sam nie do końca rozumie mechanizm tej... klątwy? A właściwie nie miał pojęcia, jak Voldemortowi udało się ją znaleźć i wykorzystać. Z powodzeniem.
Hermiona spoglądała na Mistrza Eliksirów zamglonym spojrzeniem. Mężczyzna nawet nie zauważył, kiedy Gryfonka zamieniła szklankę na butelkę i, rozsiadwszy się wygodnie na fotelu, sączyła alkohol wprost z gwinta. Wciąż jednak próbowała skupić spojrzenie na ustach, z których wydobywały się te mądre słowa.
- Granger, do cholery, to ważne! - warknął i machnął różdżką, wytrącając butelkę z dłoni dziewczyny. Ta natychmiast otrzeźwiała i usiadła prosto w fotelu. Czknęła tylko i zamrugała prędko, próbując się maksymalnie skupić. Na razie nic nie rozumiała ze słów człowieka, którego szczerze nienawidziła. I którego tak szanowała.
- Powiem to tylko raz, jak nie zrozumiesz, to twój problem. Zaklęcie Animus łączy dwie przeciwne dusze. Im bardziej skomplikowane postacie, tym większa szansa powodzenia. Musi nas bardzo wiele różnić. Trudno mi wytłumaczyć działanie tego uroku, w każdym razie, sedno tej sytuacji jest takie, że jeżeli ty umrzesz, ja także i jeżeli ja zginę, to ty też. Czarny Pan z jakiegoś powodu uznał, że nie zerwiesz dlatego Wieczystej Przysięgi, bo to oznaczałoby śmierć nas obojga. To prawda, że uznaje się Gryfonów za walecznych i zdolnych do poświęceń, ale nie wymagałbym tego od ciebie. I nie myśl sobie, że będę cię błagał o życie, bo nie taka moja rola, tylko powinnaś wiedzieć, że ta decyzja może mieć wpływ na przebieg wojny. - Spoglądał jej w oczy. Widać było, że sam chętnie by zakończył swój żywot. Że sam z chęcią uciekłby od zgiełku rzucanych zaklęć. Że sam wolałby opróżnić zawartość butelki jednej i kolejnej, i kolejnej, a teraz jeszcze ma na głowie życie cholernej Gryfonki, która nie miała pojęcia, co to zaklęcie z nimi zrobi. On wiedział, niestety. I okropnie mu to nie pasowało. Klątwa miała mnóstwo skutków ubocznych, była uzależniona od indywidualnych cech, skupiała się na różnicach i przeciwieństwach, jej działanie byłoby najsilniejsze na osobach kochających siebie nad życie, biegnących do siebie po rozżarzonych włóczniach. Mimo że między nimi nie było miłości, była silna niechęć i uznanie, był Gryffindor i Slytherin, był ból i ukojenie, potworne zmęczenie i motywacja, był człowiek splugawiony, rozdarty, przygnębiony i ona, czysta, skupiona na jednym celu, znów pełna nadziei. Zaklęcie z pozoru było niegroźne – ot, po prostu nie mogą żyć bez siebie. Ale... no właśnie. Oznaczało to także brak długich rozłąk, gdyż to skutkowało śmiercią w torturach, musieli dbać o swoje potrzeby fizjologiczne, komfort psychiczny, wygodę. A także nie mogli nawiązać związku z nikim innym. O ile dla Severusa nie było to żadnym problemem, gdyż w jego życiu nie było miejsca na miłość, tak dla Hermiony oznaczało to dożywotnie przekleństwo. Choć... kto wie, czy przeżyje tę wojnę. Szanse są nikłe.
Gryfonka westchnęła. Alkohol, wtłoczony do jej organizmu w krótkim czasie i dużej dawce, zamroczył jej umysł, lecz otrzymana informacja uparcie stukała w jej umysł. W końcu dopuściła ją do myśli i po przeanalizowaniu, dziewczynie zrobiło się dziwnie. Zmarszczyła czoło i spojrzała na profesora, odzyskując powoli władzę nad swoją głową.
- Ale – zaczęła, starając ułożyć się jakąś sensowną wypowiedź. - po co? Po co w ogóle... no.
Hermiona machnęła ręką, a przy okazji tego ruchu chwyciła butelkę i nieśmiało upiła łyk. Nauczyciel nie powstrzymał jej, a jedynie przywołał drugą butelkę i kulturalnie napełnił szklankę, a chwilę później żołądek.
- Rozważam bardzo poważnie jedną opcję. Czarny Pan się nudzi, a dopóki nie złapie Pottera, to właściwie będzie zajmował się torturowaniem losowych osób. O ile – zawahał się. - torturowanie ciebie sprawia mu w jakiś sposób przyjemność, to jednocześnie nie chce dopuścić do tego, by jego wiernemu szpiegowi coś się stało. - Miał na myśli siebie. Było to totalnie paradoksalne. Przecież jeśli Hermiona zdecyduje się popełnić samobójstwo lub złamać Przysięgę, Severus automatycznie zginie. Skąd pewność w Czarnym Panu, że tego nie zrobi? W dodatku Voldemort uznał to za zabawne, że Snape tyle czasu opiekował się Granger. Miał to robić dalej, tym razem dla własnego interesu, żeby samemu nie odczuwać dyskomfortu. Obawiał się tylko, że Granger było wszystko jedno i nie będzie dbała o to, żeby znienawidzony przez nią profesor nie czuł się źle. Dlatego słowa, które wypowiedziała Hermiona, były dla niego totalnym zaskoczeniem:
- Nie zrobię ci krzywdy, Snape.
Gdy tylko to wymamrotała, zamrugała kilkakrotnie, po chwili rozumiejąc, co właśnie powiedziała. Alkohol jej wyraźnie nie służył, za to Severusowi pozwolił na powstrzymanie się od groźnej reprymendy. Nie miał zupełnie siły na kłótnie czy krzyki, dzisiejszy dzień oficjalnie został umieszczony na liście jednych z najdziwniejszych w jego życiu.
- Język, Granger. - burknął tylko. Mógłby przysiąc, że na ustach dziewczyny zamajaczył delikatny uśmiech.
Siedzieli chwilę w ciszy, przerywanej tylko dźwiękiem przełykania Ognistej Whisky. Po jakimś czasie Severus wstał i zniknął w swoich komnatach. Gryfonka już myślała, że mężczyzna poszedł bez słowa spać, lecz w tym momencie wrócił, niosąc coś w ramionach. Pomieszczenie było oświetlone wyłącznie przez świece, dlatego dziewczyna zauważyła, co to jest, dopiero gdy profesor położył jej to na kolanach. Serce jej zadygotało, gdy zorientowała się, że jest to puchaty, biały kotek. Uniosła pytające spojrzenie na Severusa, mimowolnie muskając mrucząca kulkę palcem.
- To Amnezis – odezwał się Ślizgon, siadając na powrót w fotelu i ponownie ujmując w smukłe palce szkło z alkoholem. - Zamykałem ją, gdy wchodziłaś do moich komnat, ale chyba nie jesteś szkodliwa.
Dziewczyna miała pustkę w głowie. Kotka była już dorosła, była przyjemnie ciężka, cieplutka i mięciutka, w dodatku wyraźnie wykazywała zainteresowanie dłonią Gryfonki. Trudno było jej powiązać słodkiego kociaka z postrachem szkoły, ale była aktualnie w takim momencie życia, że mało co ją szokowało. Gdy kocica zeskoczyła z gracją z jej kolan i podreptała w swoją stronę, Hermiona dopiero wtedy się odezwała. Jej głos był słaby jak zawsze, ale można było wyczuć w nim nutkę rozczulenia.
- Jest... urocza.
- Nie rozpieszczaj jej tylko za bardzo i nie obłapiaj przesadnie, nie przepada za tym. - powiedział tylko, ignorując komplement.
Atmosfera była dziwna, znowu zapadła cisza, obydwoje wodzili wzrokiem za kotem i nie mieli pojęcia, co mogą jeszcze powiedzieć. Jedno było pewne – potrzebowali snu i choć chwili wytchnienia, by móc oswoić się z nową sytuacją. Pójście do łóżka zarządził oczywiście mężczyzna, na co dziewczyna zareagowała niemal od razu, czując, że naprawdę tego potrzebuje. Gdy już wgramoliła się pod kołdrę, Snape pogasił świece, zostawiając tylko jedną przy jej łóżku. Kiedy zamykał przejście do swoich komnat, dobiegło go tylko ciche: "Wesołych świąt, profesorze", co było jedną z milszych rzeczy, jakie ostatnio usłyszał.
Tej nocy Amnezis zasnęła przy Hermionie, mrucząc jej do ucha kocią kołysankę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz