Mam napisane jeszcze dwa rozdziały, teraz je tylko poprawiałam i troszeczkę zmieniałam. No i myślę, czy dzisiaj wrzucić kolejny czy poczekać. Nie wiem, jak to wychodzi z długością, wydają mi się dość krótkie, ale z drugiej strony nie mam pojęcia, jak to powinno wyglądać objętościowo :D Na pewno stałej długości się trzymać nie będę - napiszę tyle, ile będę w stanie :D
Na razie zapraszam na rozdział pierwszy, a potem - być może - na drugi! ;)
Kiedy
tylko zapadła noc, a w domu Grangerów zgaszono światło, Lord
Voldemort we własnej osobie pojawił się w progu. Rudolf tylko miał
zabić rodziców szlamy, co zrobi zaraz po zabraniu młodej Granger
przez Voldemorta. Zegary wybiły północ i w tym samym momencie
Czarny Pan aportował się w pokoju Hermiony Granger. Zrobił to
bezszelestnie, bez tak charakterystycznego dla teleportacji trzasku.
Młoda czarownica wisiała nad książkami leżąc w łóżku i
opierając głowę o dłoń. Była na tyle pochłonięta lekturą, że
nie zauważyła przybycia Voldemorta. Ba, w najokropniejszych snach
sobie tego nie wyobrażała. Jej dom nie był objęty żadnymi
zaklęciami ochronnymi. Jutro mieli się stąd deportować, zresztą
– nie sądzono, że Voldemort będzie szukał kogoś innego poza
Potterem. A miejsce zamieszkania państwa Granger było objęte
tajemnicą.
-
Silencio. - Jedno słowo, wymruczane przez Czarnego Pana
wywołały dreszcze i niemy krzyk Hermiony. Jej palce automatycznie
zacisnęły się na różdżce, którą miała położoną na szafce
nocnej. Dziewczyna odwróciła się gwałtownie i spojrzała wprost w
ślepia Temu, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać. Zrobiło jej się
niedobrze. W głowie po raz pierwszy od wielu lat miała pustkę. Nie
mogła krzyknąć, nie mogła uciec. Jej orzechowe oczy tylko
powiększały się z każdym momentem. Jej skórę zrosił zimny pot,
kiedy pomyślała o rodzicach, którzy niczego nieświadomi spali w
pokoju na dole. Nie dane jej było jednak zastanowić się nad planem
działania, gdyż Czarny Pan chwycił ją za włosy i deportował się
z nią. Po kilku sekundach rzucił ją na zimną, brudną podłogę
piwnicy i zdjął z niej zaklęcie wyciszające. Przywołał także
do siebie jej różdżkę, wbijając wzrok w jej brązowe oczy,
wdzierając się do jej świadomości. Dziewczyna, bardziej niż
przerażona, była zwyczajnie zaskoczona. Mężczyzna sprawiał jej
ból agresywnym buszowaniem po jej umyśle. Z niezadowoleniem
odwrócił się; Hermiona nie wiedziała, gdzie ukrywa się Harry.
Czarnoksiężnik pogładził palcem po głowie węża, który wił
się nieopodal niego. Przywołał do siebie Bellatriks. Ta pojawiła
się po chwili i padła przed Voldemortem na kolana, chyląc z
szacunkiem głowę. Nie zauważyła Hermiony.
-
Panie... co mogłabym dla ciebie zrobić, mój panie...? - Pełen
oddania głos Bellatriks napawał Hermionę obrzydzeniem. Dziewczyna
zaczęła łkać; wtedy Bella zwróciła na nią uwagę i krzywo się
uśmiechnęła.
- Masz
ją uciszyć. Możesz zrobić z nią, co tylko zechcesz. Jest twoja
na tą noc. Rano ma być... żywa. - I zniknął, zostawiając dwie
wzajemnie nienawidzące się kobiety w piwnicy. Starsza z nich z
zadowoleniem przyjęła niespodziewane odwiedziny Gryfonki, nie
pytała o powód jej przybycia, w głowie miała już tylko wymyślne
tortury. Bellatriks uklękła przy Hermionie, przesuwając długim,
czerwonym paznokciem po jej mokrym od łez policzku. Gryfonka zaczęła
się rzucać i kopać kobietę, na co ta tylko uchyliła się i
wybuchła demonicznym śmiechem. Stanęła nad nią i oblizała
lubieżnie usta. Jej obłąkane spojrzenie było ostatnią rzeczą,
jaką Hermiona Granger zobaczyła przed zaciśnięciem z bólu
powiek.
-
Crucio, szlamo.
***
Bellatriks
siedziała na miękkiej kanapie w ekstrawaganckim salonie, urządzonym
w wiktoriańskim stylu, głaszcząc leżącego na jej kolanach
rosyjskiego niebieskiego kota, który mruczał z zadowoleniem. Piętro
niżej znajdowała się piwnica, w której tkwiła wycieńczona
Granger.
-
Pozwól tu, Draco! - Zawołała rozleniwionym głosem, obserwując
smugę światła padającą na mahoniowy stół. Po chwili przy niej
pojawił się blondyn o stalowym spojrzeniu.
- Coś
się stało? Uczyłem się.
- Och,
bardzo dobrze, że się uczyłeś. Lepiej późno niż wcale! Gdzie
jest Cyzia?
-
Matka... właściwie nie wiem. Chyba śpi.
- Och,
nie bądź śmieszny. Jest pierwsza po południu.
-
Miała misję od Czarnego Pana, ciociu, niedawno wróciła, nie jest
maszyną.
-
Chyba nie wyraziłam się jasno... Odbędzie się dzisiaj przyjęcie
dla naszych przyjaciół! - mówiła o śmierciożercach z prawdziwą
radością. - Trzeba przygotować fantastyczną kolację! Nasz Pan
nie pozwala skrzatom dotykać jedzenia.
- A ty
nie mogłabyś się ruszyć, ciociu?
-
Bello, gdzie Granger? - Zimny głos, wyraźnie zdenerwowany, przerwał
wypowiedź, którą rozpoczynała właśnie Bellatriks. Na widok
Voldemorta pokornie padła na kolana, zrzucając z nich kota.
Zadrżała lekko, kiedy obok niej ukląkł Draco. Czarny Pan kazał
im wstać, co też zaraz zrobili. Draco został odprawiony, by mógł
w spokoju dokończyć naukę. Zapewne także miał zadanie powierzone
mu przez Czarnego Pana.
Bellatriks została sam na sam z Voldemortem.
Bellatriks została sam na sam z Voldemortem.
-
Panie – odezwała się pani Lestrange – jest w piwnicy, tak, jak
kazałeś...
-
Jesteś pewna, Bello?
Pytanie
to zbiło kobietę z pantałyku. Skinęła głową, patrząc swemu
panu prosto w oczy.
- Tam
ją zostawiłam nieprzytomną, wyszłam z jej różdżką i zamknęłam
drzwi, panie. Tam być powinna.
- Ale
jej tam nie ma. Jak to wytłumaczysz?
-
Panie... ja... ja nie wiem... zaraz jej poszukam!
- Nie,
Bello. Przygotujesz kolację. Sama. Zawiodłaś mnie. Miałaś jej
pilnować!
-
Panie, błagam...
Padła
jemu do stóp, nie patrząc mu już w oczy. Płaszczyła się przed
nim i poniżała, ale to na nic się zdało. Jej Pan był nią
zniesmaczony i bynajmniej nie miał ochoty jej wybaczać.
-
Odejdź, Bello. Zawiodłaś. Odejdź.
Bezlitosny
syk Voldemorta przyprawił Bellatriks o gorzkie łzy. Uciekła z jego
pola widzenia, zaszywając się w kuchni. Ona! W kuchni! Czarny Pan
zaś wrócił do majestatycznego przechadzania się po posiadłości.
Ci, którzy tutaj mieszkali, siedzieli w przydzielonych pokojach i
przygotowywali się do dzisiejszego zebrania. Voldemort musiał
znaleźć tę małą szlamę. Ona musiała gdzieś tu być. Przecież
się nie rozpłynęła!
Zszedł
pod ziemię, gdzie mieściły się kamienne cele. Jedna z nich była
otwarta, tam była wcześniej więziona Granger. Uchylone drzwiczki
irytowały skrajnie Voldemorta. Zajrzał jeszcze raz do środka, ale
znowu nie zauważył szlamy. Została po niej jedynie mała kałuża
zeschniętej krwi. Każdy dźwięk był tutaj doskonale słyszalny,
bo pokoje były wyciszane, a poza nimi nikt nie odważył się mówić
głośniej niż szeptem. Dlatego też do uszu Czarnego Pana
natychmiast dotarło głuche uderzenie. Zaraz po nim nastąpiła
krótka litania, z której nie dało rozróżnić się poszczególnych
słów. Dźwięk dochodził z korytarza bocznego, także w piwnicy,
gdzie mieściła się Sala Tortur i łazienka. Nastała cisza, ale
Riddle już wiedział, gdzie ma iść. Odnalazł swoją inteligentną
szlamę.
Dotarł
do drzwi łazienki i przystanął. Doskonale rozróżnił już głos
Narcyzy Malfoy, która coś mruczała pod nosem.
- No,
już, obudź się. Wszystko jest w porządku... Proszę... - Pani
Malfoy mówiła pocieszająco do Gryfonki, na co ta jednak nie
reagowała. Voldemort szarpnął klamkę. Zauważył, że blondynka
odskakuje od Gryfonki, rzucając pełne przerażenia spojrzenie w
stronę otwartych drzwi. Padła na kolana przed Voldemortem, który
jednak wbił wzrok w młodszą dziewczynę. Leżała na kocu
położonym na wykafelkowanej posadzce, blada jak śmierć, z
czerwonymi obwódkami wokół oczu. Jej ciało zdobiły liczne
siniaki i podłużne rany. Była nieprzytomna, przyodziana jedynie w
niebieską koszulę nocną, z której zostały ledwie strzępy.
Straciła chyba dużo krwi. Czyli Bella nie ograniczyła się tylko
do Cruciatusa...
-
Wstań, Narcyzo. Wyjaśnij mi, co tu się dzieje?
-
Ja... panie. Wybacz mi proszę, że wzięłam szlamę z celi... Ja
chciałam sprawdzić, co Bellatriks jej zrobiła. Nie przeżyłaby
tam, wyziębiłaby się na śmierć. Wybacz mi, panie.
-
Dobrze, Narcyzo, zamilcz. Nie chcę wysłuchiwać twojego bełkotu!
Odejdź teraz i sprowadź Severusa. Ma przybyć jak najprędzej.
-
Dziękuję ci, panie...
Zaskoczona
brakiem kary kobieta pospiesznie opuściła pomieszczenie, biegnąc
do góry, by wysłać patronusa do Snape'a. Nie minęło parę minut,
gdy ten pojawił się przed posiadłością, w swojej tradycyjnej
masce obojętności. Nie wiedział jeszcze, że w lochu czeka na
niego Voldemort z niespodziewanym gościem.
Gdy
zjawił się w korytarzu, dostrzegł ciemną postać czarnoksiężnika
przed drzwiami łazienki. Zdziwiło go to nieco, gdyż był
przekonany, że zostanie zaproszony do Sali Tortur, ale nie dał tego
po sobie poznać. Pokornie pochylił głowę przed swym panem. Był
na tyle uprzywilejowany, że nie musiał padać na kolana, jeśli nic
nie przeskrobał.
-
Panie. Wzywałeś mnie?
- Tak,
Severusie. Chcę, byś wykonał kilka eliksirów. Wejdź do środka.
Mistrz
Eliksirów wszedł do łazienki i rozejrzał się. Jego wzrok padł
na półnagą dziewczynę. Zesztywniał nieco, kiedy zorientował
się, że to Granger. Zdecydowanie nie tego się spodziewał. Czy
gdzieś tu jest Potter? Reszta Zakonu?
Jednak dziewczyna wyglądała jak wyciągnięta prosto z łóżka. Istniało małe prawdopodobieństwo, że jest tu ktoś jeszcze – co najwyżej jej rodzice. Ale oni z pewnością byliby tu dawno martwi. W końcu to mugole. Twarz profesora pozostała niewzruszona.
Jednak dziewczyna wyglądała jak wyciągnięta prosto z łóżka. Istniało małe prawdopodobieństwo, że jest tu ktoś jeszcze – co najwyżej jej rodzice. Ale oni z pewnością byliby tu dawno martwi. W końcu to mugole. Twarz profesora pozostała niewzruszona.
- Dla
niej, panie?
- Tak.
Bellatriks nieco się zagalopowała. Miała jej tylko przemówić do
rozsądku, a tymczasem doprowadziła ją na skraj życia. Masz
sprawić, żeby kontaktowała i nie musiała za dużo spać. -
Zerknął na jej sylwetkę. - I żeby jakoś wyglądała. Widzimy się
na zebraniu. Masz cztery godziny na całość. Do zobaczenia.
- Tak
jest, panie.
Kiedy
Czarny Pan opuścił piwnicę i zaszył się Merlin-wie-gdzie,
Severus spojrzał jeszcze raz na Granger. Z tego, co wiedział, był
zdany tylko na siebie. Próbował oczyścić ją z krwi różdżką,
ale ta jakby przylgnęła do jej ciała. Jego wzrok padł na ogromną
wannę na środku pomieszczenia. Przeklął pod nosem, domyślając
się, co będzie musiał zrobić.
Opowiadanie zapowiada się bardzo interesująco, cieszę się, że tutaj trafiłam :D
OdpowiedzUsuńNie mogłam oderwać się od czytania, wciągająca treść.
Zdziwiło mnie, że Voldemort osobiście porwał Hermionę, zamiast wysłać swojego sługusa. Zawistna Bella jest tym co bardzo lubię. Ach w końcu Severus zajmujący się Granger <3
Dużo weny życzę ;)