Hermiona
była prawie martwa. Krwi nie dało się usunąć za pomocą
zaklęcia, bo rany były zadane specjalnym ostrzem Bellatriks. Snape
już miał z nim do czynienia. Tu pomoże tylko ciepła woda i gąbka.
Szlag by to...
Chcąc
nie chcąc, musiał coś z tym zrobić. Westchnął ze zrezygnowaniem
i zaczął napuszczać ciepłej wody do wielkiej wanny. Stwierdził,
że różdżka nie będzie mu potrzebna, toteż umieścił ją w etui
ze smoczej skóry przy pasku. Gdy wody było na ponad połowę wanny,
Snape zakręcił kurki i spojrzał na Granger. Obrzydlistwo. Nie
chodziło o to, że była szlamą, tylko o to, że była jego
uczennicą, jakby nie patrzeć. Wziął dziewczynę na ręce, z
przerażeniem zauważając, że strzępy jej koszuli nocnej,
zakrywające dotychczas pewne strategiczne miejsca, zaczynają się
zsuwać. Cholera jasna! Uniósł głowę wysoko i praktycznie wrzucił
szlamę do wody. Zerknął w dół. Na szczęście dziewczynie nic
się nie stało, nie topiła się, ale też nie odzyskała
przytomności. Zaczęła zsuwać się w dół, jej nos był
niebezpiecznie blisko linii wody i Snape w przypływie paniki,
chwycił ją za włosy i pociągnął w górę, ratując ją tym
samym od utopienia się. Oparł jej głowę o brzeg wanny tak, żeby
już nie zjeżdżała i wyjął z szafki bladozieloną gąbkę. Nie,
on tego nie zrobi!
-
Rudka! - Szepnął, rozglądając się na boki, czy aby na pewno jest
sam. Po kilku sekundach zmaterializowała się przed nim rudowłosa,
ładna skrzatka, o ile taką istotę ładną nazwać można. Skłoniła
się przed Snape'em, wlepiając w niego ciekawskie spojrzenie
ogromnych, zielonych ocząt.
-
Rudka słucha, co się stało? - Spytała uroczym piskiem, z
uśmiechem przyklejonym do szerokich warg.
- W
wannie leży panna Granger. Tu masz gąbkę – wcisnął jej owy
przedmiot w szare łapki – i masz ją umyć z krwi. Uważaj na
rany, bo pod wpływem ciepłej wody mogą się rozkleić. A, żeby
cię nikt nie zobaczył. Ja zaraz wrócę, ale ona nie może stąd
wyjść, jakby się ewentualnie obudziła. Wszystko rozumiesz?
- Tak,
panie Snape, Rudka rozumie, Rudka zrobi, Rudka dziękuje za gąbkę,
Rudka będzie cicho, Rudka będzie uważa...
-
Dobrze, dobrze, tylko się pośpiesz. - Z tymi słowami obejrzał
się, wyszedł cicho na korytarz i zniknął gdzieś na schodach,
zostawiając swoją skrzatkę sam na sam z nieprzytomną Gryfonką.
Severus
przemknął się na drugie piętro, gdzie mieściła się jego
pracownia z laboratorium i pośpiesznie zaczął wykonywać trzy
eliksiry naraz: uzupełniający krew, Pieprzowy i jeden gęstszy -
maść na siniaki i blizny. Szkoda, że ten ostatni działał tylko
na świeże, pomyślał Severus, uśmiechając się krzywo pod nosem.
Zajęło
mu to prawie godzinę. Przeklął pod nosem, patrząc na zegarek,
przelał szybko eliksiry do fiolek, zakorkował je i rzucił się na
dół. Udało mu się, jakimś cudem, nie wpaść na nikogo po
drodze. W łazience Rudka sterczała koło wanny i... rozmawiała z
Granger!
-
Dziękuję, Rudko. - mruknął, patrząc z uniesieniem brwi jak
Gryfonka, mimo zmęczenia i wycieńczenia, podciąga kolana pod brodę
i obejmuje je ramionami. Spłonęła rumieńcem.
- Nie
ma za co, Rudka lubi pomagać panu, panie Snape. Coś jeszcze
mogłabym dla pana Snape'a zrobić?
Severus
zamyślił się na moment. Granger miała jakoś wyglądać, Narcyza
miała spać, Bellatrix przygotowywać kolację, a on zająć się
dziewczyną. Sam. Myślał jednak, że Voldemort doceni to, że Snape
nie chciał dotykać dziewczyny i wyręczył się skrzatem.
-
Rudko, pożycz od Narcyzy... - zawiesił się, patrząc z
powątpiewaniem na skrawek ciała dziewczyny. - Nie, od Bellatriks,
Narcyza jest za szczupła. - Zauważył, że Granger jeszcze bardziej
poczerwieniała, a w jej brązowych oczach pojawiły się łzy. Nie
dość, że ją porwali, to teraz jeszcze będą jej wytykać, jaka
ona jest gruba! - Pożycz od Bellatriks suknię, która będzie
pasować pannie Granger. I pasujące do tego buty... i gorset.
Rudka
zniknęła, a Snape wywrócił oczami, widząc, jak Gryfonka się
zakrywa.
- Daj
spokój, Granger.
-
Profesor Snape... Tutaj... - Była oszołomiona.
- Tak,
ja tutaj. Nie musisz być wtajemniczana w każdy pomysł
Dumbledore'a.
-
C-co? Dumbledore'a? Nie wmówi mi pan chyba, że profesor Dumbledore
kazał tu panu być.
- Nie,
nic ci nie wmówię, głupia dziewucho, bo do ciebie i tak nic nie
dotrze. Tu masz szlafrok. - Podał jej ciemnozielony, miękki
szlafrok i odwrócił się ostentacyjnie, mrucząc pod nosem: „Nie
patrzę!”. Po chwili usłyszał plusk wody i tapnięcie mokrych
stóp o posadzkę.
-
Snape... - usłyszał nagle swoje nazwisko, wypowiedziane słabym
głosem. Odwrócił się raptownie i w ostatniej chwili chwycił
osuwającą się Granger w talii. Zemdlała.
- Nie
takim tonem, Granger. - Skrzywił się, wywracając oczami. Ukucnął,
opierając głowę dziewczyny o swoje kolano i klepał ją lekko po
policzkach.
-
Pieprzeni Gryfoni... Obudź się z łaski swojej, nie mam całego
dnia. - Z trwogą stwierdził, że ma mniej, niż dwie i pół
godziny. Powieki Gryfonki w końcu się rozwarły.
-
Ojej. Przepraszam, straciłam czucie w nogach...
-
Zdążyłem zauważyć. - warknął Snape, mierząc dziewczynę
wzrokiem. Tak naprawdę oceniał jej stan. Nie miał pojęcia, co
planuje Voldemort, ale już teraz wiedział, że nic dobrego.
Chwilę
potem przyszła Rudka, dzierżąc wysoko nad głową obszerną
suknię, gorset i szpilki. Wszystko w odcieniach ciemnej zieleni i
srebra. Hermiona uniosła brew.
- Nie
ubiorę barw Slytherinu. - Zaprotestowała cicho, dobrze wiedząc, że
ma się w to ubrać.
-
Ubierzesz. Rudko, załóż jej ten gorset, a ja... ja wyjdę poszukać
Czarnego Pana. - Miał do niego sprawę. Opuszczał powoli Hermionę
na posadzkę, zdziwił się więc, kiedy ścisnęła go lekko za
ramię. Spojrzał na nią; w jej brązowych, naiwnych oczach dojrzał
strach.
-
Niech pan go tu nie przyprowadza. A jeśli... proszę mnie zabić,
zanim on to zrobi. Nie chcę zginąć z jego ręki.
-
Granger, myślałem, że pod tym sianem jednak coś jest.
- Po
prostu nie chcę!
- Ech,
jakby on chciał cię zabić, zrobiłby to już dawno, uwierz mi. A
teraz nie marudź, tylko daj się ubrać w ten gorset. Tylko nie
zakładaj reszty, bo muszę się nafaszerować eliksirami, a nie
możesz pobrudzić sukni. Zaraz wrócę. - I wyszedł. Znowu.
Merlinie,
dlaczego akurat na niego padło?! Dlaczego to on musiał się
zajmować swoją uczennicą, do tego Gryfonką, do cholery jasnej?!
Snape szedł zdecydowanym krokiem do komnaty Voldemorta. Będzie z
nim źle, jeśli Czarny Pan będzie zajęty. Ale co tam. Raz kozie
śmierć, jak to mawiał Aberforth Dumbledore.
Severus
zapukał do masywnych, mahoniowych drzwi, a kiedy usłyszał
skrzeczące: „Wejść”, otworzył je i wszedł do środka. Wraz z
zamknięciem drzwi, pochylił głowę przed Voldemortem.
-
Panie...
-
Słucham cię, Severusie.
Snape
z ulgą zauważył, że Voldemort nie jest zły, że przyszedł. Całe
szczęście. Spojrzał mu hardo w oczy, wiedząc, że jemu wolno i
według Riddle'a jest to dowód absolutnej wierności. Dobre
sobie...
-
Panna Granger już się obudziła. Mój skrzat, Rudka, ubiera ją w
suknię pożyczoną od Bellatrix. Sama Granger jest zbyt słaba, jak
na razie, żeby uciec, ale zamknąłem drzwi na wszelki wypadek. -
Było to potwornym kłamstwem, a jednak Severus nawet się nie
zająknął.
- To
dobrze, Severusie, to dobrze. I jestem zadziwiony, że wyręczasz się
skrzatem, ale spokojnie... jestem mile zaskoczony, że nie chciałeś
jej dotykać. Muszę cię jednak zmartwić, Severusie...
-
Zmartwić, panie?
-
Będziesz musiał się nią zająć w Hogwarcie.
-
S-słucham?
- A
więc słuchaj... Dzisiaj na kolacji musi być obecna. Zebranie
odbędzie się, jak zwykle, w miłej, niemalże rodzinnej atmosferze.
Wtedy się dowiecie, o co dokładnie chodzi. I trzeba będzie jej
delikatnie uświadomić, że jest sierotą. A teraz, Severusie,
proszę cię, żebyś poszedł do tej szlamy i dał jej potrzebne
eliksiry. Musi być użyteczna. Odejdź.
Snape
skinął głową, lekko poruszony tym, co właśnie usłyszał.
Będzie musiał się zająć w Hogwarcie? To ona wraca do Hogwartu?
Poszaleli wszyscy?
Poszedł
jednak spokojnie do piwnicy, gdzie Rudka śpiewała cicho Granger,
która ubrana była już w gorset podkreślający wszelkie jej
walory. Wcześniej, naturalnie, wziął wszystkie eliksiry, które
były mu potrzebne. Uśmiechnął się pod nosem, wchodząc do
łazienki. Złośliwy był to uśmiech, rzecz jasna.
-
Rudko, posmaruj tym wszystkie blizny panny Granger. Granger, a ty pij
te dwa.
- Co
to?
-
Uzupełniający krew i Pieprzowy. Najpierw ten pierwszy. Rudko,
pośpiesz się...
- Tak,
tak, Rudka już, Rudka szybko.
- Nie
wypiję tego, to śmierdzi!
- Nie
denerwuj mnie.
-
Rudka śpiewa, Rudka nuci, Rudka nigdy się nie smuci.
-
Rudka się zamknie, bo Rudka w łeb zarobi.
-
Rudka mówi, że pan Snape jest sympatyczny.
-
Sympatyczny? Profesor nie bywa sympatyczny...
-
Zamknąć się wszyscy! PIJ. TO.
-
Jasne. Niedobre.
- Na
zdrowie. Rudko, skończyłaś?
-
Rudka mówi, że Rudka skończyła.
- To
Rudka już idzie.
- W
takim razie, Rudka mówi, że Rudka już idzie. Do widzenia.
- O,
lepiej mi.
-
Gratuluję. Ubierzesz sama tę suknię, czy ci pomóc?
-
Jakby pan był tak miły...
Szum
jak na bazarze. Rudka zdawała się być wręcz zauroczona swoim
panem, jak gdyby był człowiekiem o anielskiej duszy; jakby co
niedzielę wędrowali przez lasy i łąki, trzymając się za dłonie
i podskakując beztrosko.
Hermiona
była wciąż lekko oszołomiona. Nie miała zielonego pojęcia, jak
potoczą się jej losy. W głębi duszy cieszyła się, że jeszcze
pożyje, miała nawet nadzieję, że uda jej się dożyć spokojnej
starości. Postanowiła zachować spokój, nie dać się ponieść
emocjom i w miarę możliwości szpiegować Voldemorta w jego własnej
fortecy.
Zdziwił
jej widok profesora w tym miejscu. Nie ufała mu do końca, ale
podobało mu się, jak odnosił się do swojej skrzatki. Sama Rudka
mówiła o nim bardzo pochlebnie, więc miała podstawy, by powoli
zacząć. Był właściwie jedyną znaną twarzą, fakt, że był to
plan Dumbledore'a ją pokrzepiał. Miała dziwne poczucie, że
Opiekun Slytherinu nie pozwoli jej umrzeć. Choć pewnie była zbyt
naiwna.
Severus
pomógł dziewczynie założyć suknię i buty, zaklęciem zgarnął
jej włosy w misterny kok (ciekawe, skąd znał takie zaklęcia,
prawda?) i spojrzał na jej bladą twarz. Zastanowił się.
-
Granger, umiesz się malować?
-
Słucham?
- Nie
będę się powtarzać.
-
Ehm... umiem.
-
Jasne... Znaczy, w górnej szafce masz kosmetyki Narcyzy. Doprowadź
swoją twarz do porządku, masz wyglądać dostojnie, o ile osoba
twego pokroju tak wyglądać może...
Granger
usiadła przy toaletce, drżącymi dłońmi sięgając po malowidła.
Zignorowała przytyk Snape'a, choć czuła się bardzo głupio,
ujmując pędzelki w dłonie w jego obecności. Jest w budynku z
najgorszym czarnoksiężnikiem tych czasów, a ona przejmuje się
wyglądem i zachowaniem przy nauczycielu! Nadal była słaba, choć
dzięki eliksirom mogła utrzymać kosmetyki. Oddychała nierówno,
wciąż zarumieniona – Snape perfidnie się na nią patrzył,
jednocześnie doprowadzając łazienkę do porządku. Hermionie było
niedobrze z głodu, ale nie przyzna się do tego. Nakładając
niewprawnie puder na szaro-bordową twarz, myślała nad tym, co się
stało. Nie rozumiała tego wcale a wcale. W jednej chwili została
wydarta z rodzinnego domu, wtrącona do piwnicy, jej ciało i umysł
zostały zbezczeszczone wręcz przez psychopatyczną Bellatriks,
Snape odwalił ją w sukienkę i kazał się umalować. Nie, to było
totalnie niemożliwe. Nagle, kiedy znaczyła usta czerwoną szminką,
przez głowę przeszła jej straszna myśl – co z rodzicami?
-
Profesorze...
-
Czego?
- A...
mama i tata... też tutaj są?
Spytała,
zwracając mocno pomalowane oczy ku Severusowi. Ten patrzył jej
beznamiętnie w oczy, nie ukazując żadnych uczuć.
- Nie.
- Co z
nimi?
Dziewczyna
słabym głosem ciągnęła tę dyskusję, chociaż Merlin wie czemu,
znała odpowiedź na zadane pytanie.
- Nie
żyją.
To
było ciche, ale dobitne. Zero wahania. Podziwiała Snape'a za to, a
jednocześnie siebie – że się nie rozpłakała. Westchnęła
tylko i wróciła do malowania ust. Oszołomiona tym wszystkim, nie
miała siły, czasu ani łez do płaczu. Musnęła tylko różem
policzki i stwierdziła, że wygląda na dużo starszą, dużo
zdrowszą i dużo dostojniejszą.
-
Skończyłam.
Snape
zerknął na zegarek. Przesunął spojrzeniem po Hermionie, ale jego
wyraz twarzy pozostał bez zmian, mimo że w myślach krążyły
słowa: „No, no, Granger, tak powinnaś wyglądać, a nie jak
zużyty worek po ziemniakach.”
-
Idziemy – warknął nieprzyjemnie, wyganiając uczennicę z
łazienki. Wybyli na górę. Do jadalni. Na kolację życia. Czy tam
śmierci.
W
sumie Hermiona nie wiedziała, czego ma się spodziewać. Ale przez
myśl jej nie przebiegło, że w jadalni zostanie posadzona na
głównym miejscu przy syto zastawionym stole, wśród całej masy
elegancko ubranych śmierciożerców bez masek, którzy może
patrzyli na nią nienawistnie, ale nie usłyszała ani jednego
komentarza typu „szlama” na przykład. Po jej prawej stronie
usiadł Severus, po lewej miejsce zajął Lucjusz Malfoy. Dalej
siedział Draco, Narcyza, Alecto i Amycus Carrowowie, Fenrir Greyback
i Bellatriks Lestrange. Naprzeciwko nich, od strony Severusa kolejno
– Augustus Rookwood, Walden Macnair, Peter Pettigrew, Antonin
Dołohow, Arnold Yaxley, Rudolf Lestrange. Po drugiej stronie stołu,
przed Hermioną, zasiadł sam Lord Voldemort. Hermiona nie zauważyła
jego przyjścia bezpośrednio, ale usłyszała, że nagle rozmowy
ucichły. Kiedy spojrzenia Czarnego Pana i Hermiony się spotkały,
ciałem dziewczyny wstrząsnął potężny dreszcz i poczuła, jak
wdziera jej się do świadomości. Przed oczami zobaczyła rodziców,
Rona, Harry'ego i... Lockharta. O, Merlinie, dlaczego? To, że kiedyś
się w nim kochała, nie oznacza, że akurat Voldemort musi to
wywlekać na wierzch. Usłyszała cichy chichot gdzieś obok ucha i
otrząsnęła się. Okazało się, że Czarny Pan siedział na swoim
miejscu bez przerwy i to on się śmiał. Wszystkie oczy były
zwrócone w jej stronę. Zdała sobie sprawę z tego, że krzyczała,
kiedy Voldemort siedział w jej głowie. Była spocona i zrozumiała,
że nie tak łatwo jest wypchnąć go ze świadomości. Nie powinna
była tak naciskać na Harry'ego.
-
Panno Granger... Gilderoy Lockhart? Kto by pomyślał. - zagrzmiał
Ten, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać, mierząc ją spojrzeniem.
Nie wytrzymała siły jego wzroku i, spłonąwszy rumieńcem,
patrzyła w stół. Po sali rozbrzmiały drwiące śmiechy. Voldemort
uciszył je uniesieniem dłoni. Zaraz potem zwrócił się do męża
pani Lestrange.
-
Rudolfie, czy kufer panny Granger jest już w jej sypialni?
- Tak,
mój panie.
-
Znakomicie. Znakomicie. Moi przyjaciele, jak wiecie, ta mała szlama
została brutalnie porwana i osierocona. - Tu zaśmiał się obrzydliwie.
- Zamieszka z nami, a gdy rok
szkolny się rozpocznie, pomoże Severusowi w szkole. - Na te słowa
Gryfonka poderwała głowę, zrobiła duże oczy i rozwarła usta ze zdziwienia.
Nikt nie zwrócił na nią uwagi, nikt nie wydawał się być tym
faktem zaskoczony. Widocznie omawiali to wcześniej.
-
Sprawcie, by poczuła się jak w domu. Przygotujcie ją do
prawdziwego życia!
Po tych słowach Hermiona straciła przytomność, przytłoczona ogromem czarnomagicznych zaklęć, które w jednym momencie popłynęły w jej stronę.
Po tych słowach Hermiona straciła przytomność, przytłoczona ogromem czarnomagicznych zaklęć, które w jednym momencie popłynęły w jej stronę.
Śmierciożercza impreza trwała prawie trzy godziny, podczas których każdy z popleczników Voldemorta miał okazję się wykazać znajomością obrzydliwych czarów. Nawet Severus wyglądał radośnie, nie dawał po sobie poznać, że to wszystko jest niewłaściwe i wcale nie daje mu szczęścia. W głowie bowiem już układał listę eliksirów, które będzie musiał dziewczynie zaaplikować po całej... zabawie. Voldemort nie pozwolił tknąć dziewczyny ani jej rozbierać – czarodzieje mieli się po prostu wyżyć no nowej koleżance – tak naprawdę w ten sposób Czarny Pan chciał sprawdzić, jak zareaguje organizm dziewczyny na wycieńczenie. Severus miał na niej bowiem testować niektóre z eliksirów, które z nią przygotuje w Hogwarcie. Był to także mały test dla Mistrza Eliksirów – jak zachowa się w chwili, gdy uczennica – nawet znienawidzona Gryfonka, ale jednak pupilka Dumbledore'a – znajdzie się na skraju życia? Voldemort jednak nie zawiódł się i czuł się pewny lojalności Severusa, owładniętego prawdziwą żądzą krwi i bólu dziewczyny. Ba! Nawet pierwszy rzucił zaklęcie!
Szkoda
tylko, że Czarny Pan nie był świadom, iż dzięki temu zaklęciu
właśnie, dziewczyna straciła przytomność i czucie, co zapobiegło
przynajmniej odrobinę cierpieniu Gryfonki.
Niespodziewany rozwój akcji, Severus genialny - typowo wredny, wkurzający dupek ;D
OdpowiedzUsuńPlan Voldemorta zaskakujący, Sev się będzie musiał namęczyć w Hogwarcie, ojej, jak mu współczuję :D
Rudka skojarzyła mi się z Evans-Potter, uhh ._.
Weny ;)
To dopiero początek dziwnych planów Voldemorta :D
UsuńHaha, też nie lubię Evans :D Ale ciekawe skojarzenie, nigdy tak o Rudce nie myślałam, bo ją strasznie uwielbiam, moje dziecko :D
Dziękuję, przyda się ;D
Fajnie się zaczyna. Nie spotkałam się z takim początkiem ale podoba mi się.:)
OdpowiedzUsuńDużo weny
Strasznie fajnie piszesz wypowiedzi Rudki, brzmią jakby była najprawdziwszym skrzatem domowym ;). I rozterki Severusa też wypadły bardzo fajnie, szczególnie gdy na początku musiał niemal nagą Hermionę umieścić w wannie :D
OdpowiedzUsuńhttp://nocturne.blog.pl/